
Po kilku naprawdę gorących dniach, które przywodziły na myśl letnie wakacje, nadeszła zimna Zośka, przynosząc podmuch ochłodzenia i deszczu. Zamiast pięknego błękitu z białymi barankami i ostrego słońca za oknem, na niebie zapanowały wszystkie odcienie szarości. Jednak taka aura ani trochę mnie nie zniechęciła do porannych biegów.
Niesamowite spotkanie
Wychodząc z domu, zauważyłam, jak spory brązowy kształt przebiega za żywopłotem. Tak bardzo jak kocham psy, równie bardzo się ich boję (tych obcych i dużych oczywiście). Podeszłam do ogrodzenia i nieśmiało się wychyliłam, śledząc poczynania intruza.
To nie żaden pies! To sarna! Stukała raciczkami o asfalt i biegała jak szalona od płotu do płotu, próbując przez któryś z nich przeskoczyć, ale bez powodzenia. Zniknęła mi z oczu za zakrętem, kierując się w stronę rzeki (gdzie miałam odbyć swój spokojny bieg). Wyszłam na ulicę i zrobiłam dodatkową pętlę wokół osiedla, żeby dać sarnie czas na znalezienie bezpiecznej kryjówki nim podążę jej śladami.
Królik, bażant i wilgi trzy
Gdy dobiegłam nad rzekę, po sarnie nie było śladu. Przystanęłam w moim ulubionym miejscu do obserwacji zimorodków, zatrzymałam trening i czekałam. Za moimi plecami przebiegł królik, zaraz za nim przeszedł dostojny bażant, a gdy odwróciłam głowę w stronę rzeki, ujrzałam śmigającą niebieską ptaszynę. Zimorodek bez słowa oddalił się w dół rzeki, a ja powróciłam do biegu, lecz nie na długo.

Po kilkunastu metrach usłyszałam śpiew wilgi. Stojąc w miejscu i zadzierając wysoko głowę, wypatrzyłam trzy ptaki przesiadujące na czubku wysokiego drzewa. Po wyglądzie nie byłam w stanie ich rozpoznać, bo były za daleko, ale na szczęście dzioby im się nie zamykały i przekrzykiwały się nawzajem, raz śpiewając, a raz zabawnie skrzecząc.
Przemierzając nadrzeczne ścieżki – które coraz bardziej zarastają – dotarłam do miejsca, w którym dalszy bieg polegałby na wspinaniu się po błocie i balansowaniu tuż przy krawędzi rzeki na wąskich dróżkach. Oznaczało to oczywiście w tył zwrot. A w głowie już miałam pyszne śniadanie (ale żeby na nie w pełni zasłużyć, czekały mnie jeszcze drillsy pod domem).

PS Podczas biegu mijałam te same miejsca, które odwiedziłam wczoraj na popołudniowym spacerze w promieniach słońca. Dla porównania zrobiłam im zdjęcia, żeby pokazać Wam, że pochmurna pogoda też może zachwycać.





